Nowy festiwal imponuje różnorodnością oraz częstotliwością ogłoszeń.

Aż dwóch nowych headlinerów – Alan Walker i Jaden Smith dołączają do Wu-Tang Clanu oraz brytyjskiego duetu Disclosure i to oni będą tworzyć czwórkę największych gwiazd nowego festiwalu na mapie Polski.

Kto jeszcze w sierpniu pojawi się w Parku Śląskim? Organizatorzy potwierdzili dziś jeszcze występy znanej i bardzo lubianej w Polsce Sevdalizy oraz electropopowego zespołu Metronomy. Reprezentację raperów zasila Irlandczyk Rejjie Snow, w rytm elektronicznych dźwięków pobujamy się na występie Christiana Löfflera, a ogłoszenia zamyka amerykański duet LION BABE.

Brzmi dobrze? Na dole znajdziecie krótkie notki o każdym z wyżej wymienionych artystów!

Fest Festival odbędzie się w dniach 23-24 sierpnia na terenie Parku Śląskiego w Chorzowie. Bilety w cenie od 149 złotych znajdziecie tutaj, a tu dopiszecie się do wydarzenia na Facebooku.
Wcześniej na festiwalu zostali zapowiedziani m.in. Wu-Tang Clan, Disclosure, Róisín Murphy, MEUTE, Little Dragon lub Sokół.

Autor: Piotr Sadowski

Źródło: https://allaboutmusic.pl/fest-festival-powieksza-sklad/

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/aHTvKjdI-ho" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

 

 

Muzyka niedookreślona.

Począwszy od połowy lat dziewięćdziesiątych, Amon Tobin konsekwentnie budował swoją pozycję innowatora twórczego samplingu. Bezpardonowo wycinał, kopiował, wklejał i deformował dźwięki znalezione, a następnie wpisywał je w zupełnie nowy kontekst. Wypracował przy tym całkowicie niepowtarzalny styl – do tego stopnia, że jego dokonań nie sposób było zaszufladkować. W pewnym sensie stanowiły odrębny gatunek muzyki. Z czasem odszedł od samplingu i poświęcił się kreacji dźwięków od podstaw.

W niedawnym AMA dla portalu Reddit, Tobin zauważył, że obecnie dominującą tendencją jest konsumowanie muzyki zamiast jej przeżywania. Jakkolwiek trudno odmówić mu racji, ostatni album podpisany nazwiskiem Brazylijczyka – „ISAM” z 2011 roku – nadawał się bardziej do podziwiania niż przeżywania. Techniczna perfekcja i produkcyjna głębia budziły rzeczywistą fascynację, jednak z perspektywy czasu płyta jako całość jawi się niczym chłodne, laboratoryjne testowanie możliwości sprzętowych.

Na wydanej przed czterema laty EPce „Dark Jovian”, Tobin sięgnął po szeroko pojęty ambient (on sam nie lubi tego terminu) – i ten ruch przywrócił jego twórczości bardziej ludzkie oblicze. Wyglądało na to, że producent w mniejszym stopniu skupił się na eksperymentach w studiu nagraniowym i położył większy nacisk na kreowanie atmosfery. Efekt był obiecujący, ale wówczas nie było pewności – czy to jednorazowa operacja, czy też zapowiedź nowego kierunku poszukiwań wiecznie poszukującego twórcy?

Zawartość „Fear in a Handful of Dust” – nowego albumu Amona Tobina, który swój tytuł zawdzięcza enigmatycznej frazie z wiersza T.S. Eliota – stanowi niejako kontynuację dwóch poprzednich płyt. Albo raczej jest wypadkową brzmień nań zawartych, z domieszką przełomowego dla Tobina albumu „Foley Room” (2007). Przy czym „Fear…” nie jest ani tak oszałamiająca jak „ISAM”, ani tak nastrojowa jak „Dark Jovian”, ani tak pomysłowa jak „Foley Room”. Pozornie sytuacja wydaje się więc klarowniejsza.

Dlaczego pozornie? Bo trudno ugryźć i rozgryźć ten album. Z jednej strony produkcyjne zabiegi znów wywołują niekłamany podziw, z drugiej – niektóre utwory sprawiają wrażenie ćwiczeń w sound designie, niedokończonych szkiców, które urywają się zanim rozkwitną. Pewne kompozycje wciągają bez reszty swoją niesamowitą atmosferą, inne pozostawiają obojętnym, kilka fragmentów męczy. Celowo unikam podawania konkretnych tytułów, żeby niczego nie sugerować, bo posłuchać jednak trzeba.

Czym zatem jest „Fear in a Handful of Dust”? Prestidigitatorskim popisem? Demonstracją technologicznych osiągów? Bezkształtną masą dźwięków czy mistrzowskim sound designem? Wycinkiem ze studyjnych improwizacji czy przemyślaną koncepcją? Muzyką do podziwiania czy przeżywania? Wszystkim po trochu? Niczym z powyższych? Czas pokaże (lub nie), ale takie pytanie dowodzą, jak niejednoznaczna i trudna w ocenie jest nie tylko ta płyta, ale i dzisiejsza pozycja dawnych pionierów.

Autor: Maciej Kaczmarski

Źródło: http://www.nowamuzyka.pl/2019/04/26/amon-tobin-fear-in-a-handful-of-dust/

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/j4YHqW851xk" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

The Chemical Brothers nieustannie od trzydziestu lat pozostają na radarze każdego fana elektronicznej muzyki. Dla mnie jednak do tej pory byli nietykniętym klasykiem, którego wielce szanuję, choć niespecjalnie byłem zagłębiony w ich dotychczasową twórczość. Wraz z premierą No Geography, ich dziewiątego studyjnego dzieła, przełamałem tą passę, obywając bardzo przyjemną podróż po świecie chemicznych braci roku 2019.

Swoje wywody zacznę od tego, że najnowszy krążek The Chemical Brothers z pewnością będę oceniać nieco inaczej, niż pozostałe płyty. Dlaczego? Otóż, brak tu standardowych popowych tekstów, tj. zwrotka, refren, zwrotka, refren, które zwykle mocno wpływają na ostateczną ocenę całego albumu. Co za tym idzie, moja opinia dotyczyć będzie głównie stosunku do samej muzyki oraz mych subiektywnych interpretacji słów oraz haseł wyśpiewywanych przy akompaniamencie tychże melodii. Nie oznacza, to jednak, że recenzja ta będzie w mniejszym stopniu obiektywna, jednak na tą obiektywność złoży się mniej komponentów, niż zwykle.

Przechodząc do sedna, muszę przyznać, że No Geography przypadł mi do gustu, choć przy tej akceptacji nie mogę nie wspomnieć o kilku problemach. Już po paru przesłuchaniach krążek zaczął mnie po prostu nużyć. Zagłębiając się w każdą kolejną piosenkę, zdawały się być dla mnie co raz bardziej przewidywalne. Nie tyle nie czułem ekscytacji, co właśnie bezwiednie przysłuchiwałem się następującym po sobie utworom. To co najlepsze i najciekawsze dostałem na samym początku, a wraz z ostatnia nutą Got To Keep On, coś bezpowrotnie umknęło, jakkolwiek określając „coś”.

Pomimo tego, od strony czysto technicznej w dalszych częściach No Geography nadal mamy do czynienia ze świetnie wyprodukowanym krążkiem, który w czasie słuchania może sprawić nam ogromną przyjemność. Faktem jest, że za każdym razem krążek wysłuchiwałem od początku do samego końca, ani nie myśląc o jego wyłączeniu. Jest to album bardzo spójny i przystępny w odbiorze, zwłaszcza dla takiego laika muzyki klubowej jak właśnie ja. Każdy znaleźć tu powinien kompozycję, która go zachwyci i zostanie z nim na dłużej, co jest jego zdecydowaną zaletą. Nie ma tu ani jednej kompozycji, którą chciałbym pominąć, właśnie ze względu na tą spójność, która może i w przypadku pojedynczych utworów jest wadą, tak w ogólnym rozrachunku pozytywnie wpływa na jego odbiór.

Wracając właśnie do początku, to właśnie pierwsze cztery kompozycje, tj. połączone ze sobą w jedną suitę Eve Of Destruction, Bango i No Geography oraz singlowe Got To Keep On, to świetnie stworzone i dodające mi energii utwory, które uwielbiam w całości, włącznie z tekstami oraz, w przypadku pierwszych dwóch, wokalami Norweżki AURORY. Świetna robota!

Jak już wcześniej wspomniałem, dalej jest już tylko gorzej, co nie oznacza, że jest zupełnie źle. Z pewnością do mniej udanych propozycji należą nudnawe Gravity Drops oraz dłużące się jak niektóre wykłady na mojej uczelni The Universe Sent Me, i są to najgorsze propozycje The Chemical Brothers na ich najnowszym krążku. Potem mamy kolejny przyjemny duet, czyli bardzo dynamiczne i charakterystyczne We’ve Got To Try oraz Free Yourself, by na końcu znowu nieco odpuścić za sprawą wyrazistego, choć nieco staromodnego MAH oraz spokojnego Catch Me I’m Falling.

Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć sprawę samej tematyki No Geography, która, odnoszę wrażenie, mówi o współczesności, o naprawdę dziwnych czasach w których przyszło nam obecnie żyć. Już za chwilę staniemy przed obliczem globalnej katastrofy, gdzie kraje narodowe przestaną mieć rację bytu, wyjątkowość każdego z nas zleje się w jedną masę, a dzięki technologii człowiek będzie mógł zrobić wszystko, choć nie będzie miał nad tym totalnej kontroli. I choć wydawałoby się nam to na pozór bardzo ciekawą wizją, to ostatecznie wynik tych zmian może okazać się bardzo pozytywny, jak i bardzo negatywny. To od nas wszystko zależy, czy posłuchamy uspokajających nas mędrców, czy też zrobimy swoje nie zważając na osoby uzurpujące sobie miano autorytetów. Tak właśnie odbieram ten krążek.

Ocena: 7/10

Autor: Christian Cieślak

Źródło: https://allaboutmusic.pl/the-chemical-brothers-no-geography-2019-recenzja-christiana-cieslaka/

 

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/mRfSM-lv55I" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

 

 

Trio Niemoc zaprezentowało utwór, który zapowiada debiutancki album zespołu. Zobaczcie teledysk do Miss Żużla.

Zielonogórska formacja podzieliła się numerem, do którego powstał wideoklip wyreżyserowany przez Piotra Nowaka.

Miss Żużla to pierwszy utwór, który znajdzie się na długogrającym debiucie Niemocy. Krążek zatytułowany Baśnie ukaże się już 25 kwietnia nakładem Seszele Records, wytwórni założonej przez członków zespołu oraz zaprzyjaźnioną formację Bluszcz. Ci drudzy, za sprawą tej samej oficyny, 5 kwietnia wydali swoją płytę, W Naszych Domach.

Miss Żużla Niemoc nie zbacza z obranej dawno drogi. Ponownie mamy do czynienia z gitarowo-elektronicznym anturażem dźwięków przenoszącym nas do lat 80., co stało się znakiem rozpoznawczym zielonogórskiego tria i jednym z powodów, dzięki którym zespół cieszy się przychylnością zarówno słuchaczy, jak i krytyków.

 

Autor: Hubert Grupa

Źródło: https://muno.pl/news/niemoc-miss-zuzla/

 

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/BESTS-BgnS0" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>

Abstract Division, Blawan, Danger, Dimension, Dirtyphonics liive, Kapoor, Kölsch, Lee Burridge, Mefjus ft. Maksim MC i The Blaze to kolejni wykonawcy, którzy dołączyli do grona artystów 14. edycji festiwalu Audioriver.

Audioriver to co roku obowiązkowa pozycja dla fanów muzyki z różnych środowisk – m.in. wielbicieli różnych nurtów muzyki elektronicznej, alternatywy czy popu. Czwarte ogłoszenie to kolejnych 10 powodów, aby w ostatni weekend lipca pojawić się w Płocku.

Elektronika w wymiarze audiowizualnym

Wejście w świat muzyki Danger zawdzięcza rodzicom, gdyż już jako dziecko uczył się gry na pianinie i saksofonie. Kiedy dorastał, grał zarówno w zespołach jazzowych, jak i punkowych, jednocześnie interesując się muzyką metalową i jazdą na deskorolce. W późniejszych latach poznawał muzykę elektroniczną m.in. dzięki grom przeznaczonym na komputery Atari i Amiga, aż w końcu zachwycił fanów własną wizją mocnego, brudnego elektro. W styczniu ukazał się najnowszy, drugi w dorobku Francuza krążek pt. „Origins”, któremu towarzyszy trasa koncertowa z audiowizualnym live show. Jednym z przystanków na tej trasie będzie występ podczas Audioriver.

Lee Burridge to niezwykle charyzmatyczna postać w świecie elektroniki. Na początku lat 90. XX wieku miał znaczący wpływ na rozwój sceny klubowej w Azji, a dziś jest znany przede wszystkim z prowadzenia unikalnej wytwórni All Day I Dream, której marzycielskie i hipnotyczne brzmienia podbiły serca fanów z całego świata. To, co zawsze wyróżnia występy Brytyjczyka, to wyjątkowy taneczny feeling. Dzięki niemu nawet za pomocą spokojnej muzyki potrafi przekazać publiczności ogrom energii i pozytywnych emocji. Przekonaliśmy się o tym podczas magicznego zakończenia Audioriver Sun/Day w zeszłym roku.

Żywiołowe produkcje to znak rozpoznawczy Kölscha, autora trzech świetnych albumów wydanych nakładem wytwórni Kompakt. Każdy z krążków to swojego rodzaju powrót do wspomnień i wydarzeń z przeszłości, o których opowiada za pomocą dźwięków. Ostatni z albumów nosi tytuł „1989”, a pochodzący z niego sztandarowy utwór pt. „Grey” stał się wielkim przebojem z ponad 3 milionami odsłon na YouTube i ponad 10 milionami odtworzeń na Spotify. Dużą popularnością cieszą się także występy Kölscha. Artysta miał już okazję występować w takich miejscach jak Coachella, Tomorrowland czy... Wieża Eiffla, co zarejestrowały kamery internetowej telewizji Cercle.

Blawan to jeden z talentów brytyjskiej sceny, którego charakterystyczna wizja łączy korzenie industrialnej elektroniki z nowoczesnym brzmieniem. Jamie dorastał w Barnsley i od najmłodszych lat poznawał świat muzyki jako perkusista, co nie powinno zaskoczyć tych, którzy dobrze znają jego produkcje wydawane m.in. w Hessle Audio czy R&S Records. Blawan jest świetnym solowym artystą, ale nie można nie wspomnieć o jego innych ciekawych projektach, takich jak Karenn (w którym towarzyszy mu Pariah) oraz Trade (duet stworzony wraz z Surgeonem).

 Z ponad 25-letnim doświadczeniem scenicznym, Paul Boex i Dave Miller są specjalistami w dobieraniu odpowiedniego nagrania do odpowiedniej pory na parkiecie – niezależnie od rozmachu wydarzenia. Tak cenną umiejętność zdobyli m.in. dzięki setom grywanym na całym świecie oraz własnemu cyklowi imprez o nazwie Decode, stale rezydującym w Rotterdamie. Poza podróżowaniem i regularnymi występami Paul prowadzi również własną wytwórnię Dynamic Reflection, gdzie wydaje muzykę Abstract Division oraz promuje inne producenckie talenty.

Na Audioriver co roku nie brakuje zdolnych wykonawców reprezentujących polską scenę – jednym z nich jest Kamil Mokrzanowski, czyli DJ i producent tworzący pod pseudonimem Kapoor. Jak sam twierdzi, świat muzyki poznawał dzięki płytom Pink Floyd, Depeche Mode czy Genesis, które podkradał rodzicom już za najmłodszych lat. Jako artysta, Kamil dzieli się z publicznością swoją wizją muzyki elektronicznej, opierającą się głównie o głębokie, orientalne brzmienia. Wśród swoich inspiracji wymienia m.in. twórczość Vikena Armana czy duetu Bedouin.

Bassowe brzmienia

Pierwsze występy sceniczne w towarzystwie zespołów heavy metalowych, współpraca z Linkin Park i Marilynem Mansonem... Brzmi jak zapowiedź występu rockowej kapeli, a mowa tu o francuskiej grupie Dirtyphonics, przełamującej gatunkowe ramy elektroniki. Jak wspomina jeden z członków grupy: „Wychowaliśmy się, słuchając tak wielu różnych gatunków muzycznych i zdecydowanie nie chcemy utknąć w konkretnym nurcie. Mamy największą frajdę mieszając je wszystkie razem, aby stworzyć coś wyjątkowego”. Fundament twórczości Dirtyphonics to bassowe brzmienia, czyli m.in. drum & bass, dubstep i house, których mieszanka przemówiła do nowej generacji fanów muzyki tanecznej.

Pochodzący z Austrii, Martin Schober to charakterystyczna postać świata drum & bass. Lubi hip-hop, skateboarding, sznycle i długie spacery po zachodzie słońca, a fani uwielbiają go za to, jak przemierza najróżniejsze tereny muzyki elektronicznej. To czyni go jednego z najważniejszych przedstawicieli nowego pokolenia w tym gatunku. Obecnie, Mefjus współpracuje z Vision, wytwórnią prowadzoną przez uznane trio Noisia, gdzie w ubiegłym roku wydał swój drugi album pt. „Manifest”.Dimension to producent, którego muzyka idealnie balansuje między klubowym parkietem a falami radiowymi. Już na wczesnym etapie swojej kariery, artysta przyciągnął uwagę takich postaci, jak Andy C, Sub Focus i Chase & Status, a potem współpracował m.in. z Nero czy Duke'iem Dumontem. Jego najnowszy hit pt. „Desire”, współprodukowany wraz z Sub Focus, w ciągu zaledwie 6 miesięcy od premiery zebrał ponad 5,5 mln wyświetleń na YouTube.

Playlistę z utworami dotychczas ogłoszonych artystów można znaleźć na oficjalnym profilu Audioriver na Spotify pod linkiem:

Bilety na Audioriver 2019 można zdobyć za pośrednictwem serwisu eBilet.pl: https://bit.ly/2faykc5 oraz w wybranych punktach stacjonarnych w całej Polsce: https://bit.ly/2F8O10S.

Więcej na www.audioriver.pl

14. edycja Audioriver odbędzie się w dniach 26-28 lipca 2019 r. w Płocku. Festiwal istnieje od 2006 roku - sześć ostatnich edycji zostało wyprzedanych jeszcze przed otwarciem bram, a ostatnia zgromadziła aż 30 tysięcy osób. Organizatorem wydarzenia jest Fundacja Jest Akcja!

O tym, jak silnym i emocjonalnym doświadczeniem może być połączenie muzyki elektronicznej z obrazem, mogliśmy przekonać się podczas Audioriver wielokrotnie – m.in. za sprawą występów takich wykonawców, jak Moderat, Richie Hawtin czy Nicolas Jaar.

Sceniczny spektakl podczas tegorocznej edycji festiwalu zaprezentuje intrygujący duet The Blaze. Projekt tworzą Guillaume i Jonathan Alric, producenci muzyczni i reżyserzy filmowi, których twórczość zachwyciła światowe media – na czele z The New York Times czy NME. W 2018 ukazał się ich debiutancki album pt. „Dancehall”, na którym znalazły się uwielbiane przez fanów na całym świecie produkcje, takie jak „Territory” czy „Virile”, a towarzyszące im klipy zebrały miliony wyświetleń na YouTube. Podczas energetycznych występów The Blaze na żywo, muzyka łączy się również z obrazem, o czym w zeszłym roku przekonała się publiczność takich festiwali, jak Coachella, Primavera Sound czy Parklife.

 

Źródło: https://kultura.onet.pl/muzyka/wiadomosci/audioriver-2019-oglasza-kolejnych-artystow/10qeveq

 

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/yFaKVvG4Tl8" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>