Gdyby nie kontuzje w ekipie Golden State Warriors, to ze wskazaniem zwycięzcy finału NBA nie mielibyśmy problemu.

Kevin Durant / Stephen Curry

Z jednej strony Warriors, czyli naszpikowany gwiazdami zespół, który znalazł się w decydującej rozgrywce po raz piąty z rzędu i powalczy o czwarty tytuł mistrzowski w tym okresie. Z drugiej Raptors, czyli debiutant na poziomie finału NBA, który zdaniem złośliwych zaszedł tak daleko tylko dlatego, że rok temu LeBron James po ośmiu kolejnych triumfach w Konferencji Wschodniej przeniósł się na Zachód (do Los Angeles Lakers).

Owszem, lider drużyny z Toronto Kawhi Leonard gra w tych play-offach niesamowicie. Owszem - co może być zaskoczeniem – lepszy bilans w rundzie zasadniczej mieli Raptors i to do nich należy przewaga parkietu. Owszem, Raptors wygrali oba wcześniejsze starcia w tym sezonie. Faworyt wydaje się jednak jasny, a są nim Warriors. Ich przewagę osłabia jednak nieobecność 2 z 5 gwiazd tworzących jedną z najsilniejszych piątek być może nawet w historii ligi. Chodzi o Kevina Duranta oraz DeMarcusa Cousinsa, których występ w pierwszym spotkaniu jest odpowiednio wykluczony oraz bardzo wątpliwy. Zresztą nawet jeśli obaj panowie wrócą na kolejne mecze, to niedawne kontuzje na pewno będą w jakimś stopniu wpływały na ich postawę.

Kontuzja mięśnia czworogłowego uda przydarzyła się Cousinsowi w pierwszej rundzie przeciwko Los Angeles Clippers, ale brak środkowego Warriors nie był bardzo widoczny, a i wcześniej jego znaczenie często bagatelizowano. Co innego Durant – on długo pchał tę drużynę, w play-offach średnio rzucał ponad 34 punkty. Doznał urazu łydki w trakcie serii z Houston Rockets w drugiej rundzie. Od tego czasu Warriors… nie przegrali ani jednego meczu, co pokazuje jak mocną są drużyną. Sprawy w swoje ręce wziął Stephen Curry i Portland Trail Blazers w finale Konferencji Zachodniej nawet nie pisnęli.

Leonard i Raptors teoretycznie wydają się poważniejszym wyzwaniem. Ten pierwszy nie jest w finale nowicjuszem, bo był już kiedyś mistrzem oraz MVP finałów (w 2014 roku) z San Antonio Spurs. Zresztą pierścień ma także inny zawodnik z pierwszej piątki Dinozaurów Danny Green (także ze Spurs) oraz Patrick McCaw, który dwa razy wygrywał w barwach… Warriors. Ten uniwersalny obwodowy nie dogadał się z Wojownikami odnośnie przedłużenia kontraktu i teraz jest w Toronto, gdzie ostatnio nie wychodził na parkiet. Może w finale to się zmieni? Byłby to ciekawy smaczek, podobnie jak występ mającego przeszłość w drugiej lidze luksemburskiej, a w poprzednim sezonie w Toronto obecnego skrzydłowego Warriors Alfonzo McKinniego. Ale to rzecz jasna wątki poboczne...

 

Źródło: Przegląd sportowy