ŁKS pokonał w sobotę GKS Jastrzębie 2:0 i zapewnił sobie awans do Lotto Ekstraklasy. Oba gole dla łodzian strzelił Łukasz Sekulski.

ŁKS

Goście od początku meczu sprawiali dużo lepsze wrażenie i stwarzali wiele sytuacji bramkowych. Pierwsza została wykorzystana w 29. minucie po trafieniu Łukasza Sekulskiego. 28-letni napastnik w ostatniej minucie przed przerwą wykorzystał kolejną sytuację i wicelider tabeli do szatni udał się z dwubramkową zaliczką.

Druga połowa choć pełna walki, nie zmieniła wyniku i tuż po gwizdku sędziego uradowani piłkarze ŁKS-u rozpoczęli celebrację awansu do LOTTO Ekstraklasy.

ŁKS po raz ostatni grał na najwyższym poziomie w sezonie 2011/2012, w obecnych rozgrywkach jest beniaminkiem I ligi. Drużyna Kazimierza Moskala jest najlepszą ekipą rundy wiosennej - 28 punktów zdobytych z 33 możliwych. ŁKS strzelił również najwięcej goli - 21 i najmniej stracił - 2

W innych spotkaniach zaplecza LOTTO Ekstraklasy Raków Częstochowa bezbramkowo zremisował na własnym terenie z GKS-em Tychy. Odra Opole wygrała na własnym stadionie z Bytovią Bytów 2:1 (1:1). Bruk-Bet Termalica Nieciecza zwyciężyła u siebie z Garbarnią Kraków 1:0 (1:0).

Źródło: Przegląd sportowy

Lech usunął z listy zawodników zgłoszonych do rozgrywek LOTTO Ekstraklasy Joao Amarala. Portugalczyk od kilku dni nie trenuje z powodu kontuzji barku i jego powrót na boisko w tym momencie byłby niemożliwy. W tym sezonie już się na murawie nie pojawi. W jego miejsce Kolejorz zgłosił do gry dwóch napastników z klubowych rezerw - Krzysztofa Kołodzieja i Filipa Szymczaka.

Joao Amaral

Sytuacja kadrowa Lecha w ofensywie jest w ostatnich dniach niewesoła. Od trzech spotkań na boisku z powodu urazu palca nie pokazał się Christian Gytkjaer i jego występ w najbliższą sobotę przeciwko Zagłębiu jest wykluczony. Przeciwko Miedziowym niemal na pewno nie będzie mógł zagrać także Timur Żamaletdinow, którego zabrakło już podczas meczu w Szczecinie, co sprawiło, że w ataku Kolejorza musiał wybiec na boisko 17-letni Filip Marchwiński.

Braki kadrowe w przedniej formacji Lech postanowił załatać, zgłaszając do rozgrywek najlepszego strzelca trzecioligowych rezerw - 26-letniego Krzysztofa Kołodzieja oraz niespełna 17-letniego Filipa Szymczaka. Kołodziej nie jest wychowankiem poznańskiego klubu, w związku z tym Lech mógł go umieścić tylko na tzw. "liście zgłoszeniowej A" i aby mógł to zrobić, musiał zwolnić na niej jedno z miejsc, ponieważ ich limit jest ograniczony do 25 zawodników.

Kolejorz postanowił wykreślić więc z listy Amarala, który obecnie i tak nie jest zdolny do gry. Portugalczyk narzekał na uraz barku już przed meczem z Legią Warszawa w ostatnią środę, ale na własną prośbę w ligowym klasyku wystąpił. Uraz okazał się jednak poważniejszy i 27-latek od kilku dni nie bierze udziału w zajęciach z zespołem, nie pojechał także na spotkanie z Pogonią do Szczecina.

Źródło: Przegląd sportowy

Caster Semenya przegrała w sporze IAAF. Trybunał w Lozannie odrzucił wniosek południowoafrykańskiej biegaczki, która sprzeciwiała się nowym przepisom regulującym zasady rywalizacji zawodniczek z podwyższonym poziomem testosteronu.

Caster Semenya

Sportowy Trybunał Arbitrażowy w Lozannie ogłosił werdykt w sprawie odwołania, jakie złożyła kontrowersyjna biegaczka RPA Caster Semenya wobec żądania ze strony Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), by zawodniczki odznaczające się nadmiarem testosteronu zmniejszały jego poziom metodą farmakologiczną na zasadzie podobnej do stosowania pigułki antykoncepcyjnej. Odwołanie reprezentantki Republiki Południowej Afryki zostało odrzucone.

W ubiegłym roku eksperci IAAF ustalili, że na dystansach w przedziale od 400 metrów do 1 mili biegaczki, które cechuje hiperandrogenizm, zyskują ze względów biologicznych 3 procent przewagi nad rywalkami – i jak widać, Trybunał się z tym zgodził, choć Semenya uznała rozstrzygnięcie za nieuczciwe, zaś arbitrzy zaznaczyli, że stosowanie wymagań IAAF w praktyce będzie bardzo trudne.

By lepiej zrozumieć, co było tłem sporu pomiędzy IAAF i Caster Semenyą, wypada przypomnieć, że w kwietniu 2018 roku lekkoatletyczna magistratura zażądała od zawodniczek charakteryzującym się syndromem DSD (Disorders of Sexual Development), czyli niejednoznacznie rozwiniętych pod względem płciowym – ograniczenia swojego hiperandrogenizmu poprzez „sprasowanie” testosteronowej bomby w organizmie. Konkretnie zaś chodziło o zastosowanie środków farmakologicznych, które sprowadziłyby poziom testosteronu poniżej poziomu 5 nanomoli na litr krwi. W razie niespełnienia wymogu zawodniczki byłyby niedopuszczane do startu w kategorii kobiet.

Źródło: Przegląd sportowy

ŁKS Commercecon Łódź po 36 latach znów jest mistrzem Polski. W decydującym meczu pokonał Grota Budowlanych Łódź 3:2.  
ŁKS Comercecon Łódź

Prawie cztery dekady siatkarki z Łodzi, a dokładniej ŁKS, czekał na powrót mistrzowskiego tytułu do swojego miasta. W poniedziałek siatkarki prowadzone przez Michala Maška po raz trzeci pokonały Grota Budowlanych i było to trzeci z rzędu tie-break. ŁKS po raz pierwszy od 1983 roku znów jest mistrzem Polski tym samym przerywając trwającą pięć ostatnich sezonów serię Chemika Police, który przegrał w poniedziałek w trzecim meczu o brąz 2:3. Developres SkyRes Rzeszów prowadzi w tej rywalizacji 2-1.

Biorąc pod uwagę ile emocji towarzyszyły dwóm poprzednim spotkaniom finałowym, przed meczem numer trzy można było się spodziewać, że albo siatkarki ŁKS-u Commercecon bardzo szybko i pewnie pokonają wymęczone Budowlane, albo znów o wyniku zadecyduje tie-break. Ku tej pierwszej opcji można było skłaniać się po pierwszym secie. Tę partię podopieczne trenera Maška zaczęły od prowadzenia aż 7:0, co wywołało błyskawiczną reakcję u szkoleniowca rywalek. Błażej Krzyształowicz od razu sięgnął po trzy zmiany zmiany wprowadzając na boisko m.in. Magdalenę Stysiak na pozycję przyjmującej w zastępstwie Julii Twardowskiej, na którą kierowana była większość zagrywek. Stysiak mimo problemów swojej drużyny w poprzednich meczach nie grała, ale w poniedziałek musiała już pojawić się na parkiecie.

W drugim secie siatkarki Grota Budowlanych ocknęły się i prowadziły 16:15 zdobywając od tego momentu siedem oczek z rzędu, czego ŁKS już nie odrobił. W końcówce trzeciego seta w szeregach ŁKS-u brylowała ich przyjmująca Regiane Bidias. Brazylijka podobnie jak w poprzednich spotkaniach stoczyła korespondencyjny pojedynek z bombardierką Grota – Jovaną Brakočević-Canzian. Serbka potrafiła wywrzeć na rywalkach presję także w zagrywce, co uczyniła na początku czwartego seta, choć to ŁKS prowadził już w całym meczu 2:1. Grot Budowlani byli blisko doprowadzenia do tie-breaka mając przewagę 17:13 w czwartej partii, ale ekipa będąca gospodyniami tego spotkania w Sport Arenie doprowadziły do wyrównania. Do samego końca toczyła się walka punkt za punkt, ale po udanym ataku przyjmującej Julii Twardowskiej było wiadomo, że o wyniku meczu i losach złotego medalu zadecyduje tie-break. W tej partii po zagrywkach środkowej Małgorzaty Śmieszek, ekipa Krzyształowicza prowadziła już 4:2, ale pogrzebała swoje szanse przez błędy środkowych. Najpierw błąd przełożenia rąk popełniła Małgorzata Śmieszek, a później w ataku pomyliła się Jaroslava Pencova i przy zmianie stron ŁKS prowadził już 8:6.

Źródło: Przegląd sportowy

Gala KSW 48 przyniosła nieoczekiwane rezultaty, mnóstwo efektownych akcji i zapewniła niebywałe widowisko. Tylko jedna walka zakończyła się decyzją sędziów. Pozostałe efektownymi nokautami.

Roman Szymański – Salahdine Parnasse

Gala KSW 48 pokazała, że samo MMA potrafi się samo obronić. Na liście walk lubelskiej gali nie znalazło się wielu znanych zawodników. Włodarze KSW postawili na widowiskowość i tę kibice gali "Globus" otrzymali.

Pierwsze rundy

Trzy pierwsze walki zakończyły się technicznymi nokautami w pierwszych rundach, a co jeden pojedynek to lepszy. Na otwarcie do klatki KSW weszli Bogdan Barbu i Sebastian Przybysz. Polak przetrwał początkowy mocny napór Rumuna i odwdzięczył się ze zdwojoną siłą. Położył rywala prawym sierpowym i dzieła zniszczenia dopełnił cepami w parterze.

Zdecydowanie bardziej kombinacyjnie swój pojedynek i swojego rywala rozpracował debiutujący w federacji Szamił Musajew. Dominował nad Hubertem Szymajdą, a walkę wykończył wykluczając ręce Polaka i spuszczając na jego głowę mnóstwo, krótkich ciosów łokciami.

Jeszcze szybciej od Musajewa od walkę zakończył Cezary Kęsik. Zawodnik z Puław, który w rewelacyjny sposób pokazał się przed lokalną publicznością, w pierwszej rundzie zdominował w parterze Jakuba Kamieniarza i zakończył pojedynek potężnymi cepami.

Bałkańskie debiuty

W dwóch kolejnych starciach Polacy wracali po porażkach. Mierzyli się z nowymi nabytkami KSW. Michał Michalski z Savo Laziciem, który trafił na kartę w ostatniej chwili w miejsce Milosa Janicicia, a Filip Wolański z imiennikiem Filipem Pejiciem. W pierwszym wymienionym starciu Michalski był bliski porażki. Przetrwał trudny okres i efektownie pokonał Czarnogórca.

W drugim zawodnik z Bałkanów już nie miał tyle litości dla naszego rodaka. Pejić zaprezentował się bardzo efektownie. Wysokim kopnięciem sprowadził "Wolana" do parteru i tam dokończył dzieła zniszczenia. Dumny z nowego nabytku był Martin Lewandowski, współzałożyciel KSW, czym pochwalił się na Twitterze.

– Pisałem przed galą, że szukamy talentów na Bałkanach. Filip Pejić dowodem na to, że szukaliśmy skutecznie. Przepiękna walka, spektakularne zwycięstwo – napisał włodarz.

Krwawa jatka

Najbardziej efektowną walką dali kibicom w Lublinie Marian Ziółkowski i Gracjan Szadziński. Już w pierwszej odsłonie pojedynku "Golden Boy" wyraźnie zranił rywala. Zawodnik ze Stargardu do końca miał problem z widzeniem przez ściekającą krew. Metodycznie wykorzystywał to Ziółkowski. Bił mocno, celnie i był brutalny w parterze. Po trzech emocjonujących rundach sędziowie nie mieli wątpliwości. Przyznali zwycięstwo "Golden Boyowi". Nieoficjalną stawką tego pojedynku była kolejna walka, tym razem o pas wagi lekkiej. Niej się domagał Ziółkowski, ale nie zapomniał o tych, którzy dali mu szansę. Szczerze po pojedynku dziękował Maciejowi Kawulskiemu za daną szansę

Rewanżu czas

W Lublinie do klatki powróciła również legenda KSW Łukasz Jurkowski, który wznowił karierę przed trzema laty. Od tego czasu próbuje brać rewanże za porażki sprzed lat. Na KSW 48 zmierzył się ze Stjepanem Bekavacem, z którym przegrał po raz pierwszy przed czasem. Chorwat twierdzi, że wygrał przez nokaut, "Juras", że przez kontuzję. W hali Globus historia zatoczyła koło i odsłoniła prawdę. Jurkowski wygrał szybko, a wszystko przez uraz jakiego Bekavac nabawił się przy próbie wysokiego kopnięcia.

Incredible

W końcu przyszła pora na walkę wieczoru, której stawką był tymczasowy pas wagi piórkowej. O tytuł zmierzyli się Roman Szymański i niepokonany w zawodowej karierze Salahdine Parnasse. Francuz od początku kontrolował pojedynek. Zaskakiwał rywala kopnięciami, szybkością i śmiałością poczynań. W drugiej rundzie wykorzystał ogromny błąd rywala przy próbie sprowadzenia walki do parteru. Parnasse zajął pozycję dominującą z góry i tam obijał przeciwnika. Po kilkudziesięciu sekundach sędzia zdecydował się przerwać starcie, z czym nie mógł pogodzić się Szymański. Niemniej, Francuz został nowym, najmłodszym mistrzem KSW, co wzbudziło ogromny podziw włodarzy. Bili swojemu czempionowi brawo na stojąco, a jego wyczyn można skwitować francuskim słowem incedible – nieprawdopodobny.

Mogą spełnić się słowa Marcina Wrzoska, którzy po porażce z urodzony w grudniu 1997 roku Parnassem stwierdził, że jeżeli nie zobaczy go za kilka lat w UFC, to nie zna się na MMA.

Źródło: Przegląd sportowy